Dziś w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego wydarzyła się rzecz zupełnie niesłychana. Wszyscy zgromadzeni na sali stanęli murem za księgarzami i kameralnymi księgarniami. Wszystko za sprawą debaty na temat Ustawy o jednolitej cenie książki.

Co w praktyce oznacza „jednolita cena książki”? A to, że przez 12 miesięcy od premiery NIKT nie może sprzedawać książki poniżej ceny okładkowej. Ustawa dopuszcza maksymalne rabaty do 5% (niestety niejasne jest dla mnie po dzisiejszym spotkaniu w jakich przypadkach – postaram się dopytać). 20% taniej będzie można kupić książki na Targach Książki i tylko tam. 

Wprowadzenie jej ma na celu zakończenie wojny rabatowej i ukrócenie nieetycznych praktyk dużych sieci ograniczających dostęp do książek innym podmiotom niż one same (książka na tydzień lub dwa na wyłączność w jednej sieci). Z drugiej strony ma zapewnić małym wydawnictwom miejsce na rynku książki, a kameralnym księgarniom możliwość sprzedaży książek na tych samych zasadach, co w dużych sieciach. Moim zdaniem warto o tym rozmawiać.

Biblioróżnorodność to słowo, które dziś pojawiło się wiele razy w kontekście przyszłości polskiego rynku książki. Co ono oznacza? A to, że na czytelnika ma WYBÓR, co chce czytać i co chce kupować. Bo jeśli upadną księgarnie, upadną niszowe wydawnictwa. Jeśli upadną niszowe wydawnictwa, to będziemy skazani na ofertę supermarketów i sklepów z książkami, gdzie króluje literatura popularna. Proszę nie zrozumieć mnie źle: ja bardzo lubię literaturę popularną i uważam, że jest ważna w promocji czytelnictwa. Nie chciałabym jednak być skazana tylko na nią do końca życia.

Walka o jak najniższe ceny książek wpływa też znacząco na ich jakość: przykładem są książki dla dzieci sprzedawane w supermarketach, które straszą nie tylko paskudnymi ilustracjami, ale też niskim poziomem tekstu i, o zgrozo!, błędami ortograficznymi (nikt nie zapłaci redaktorowi czy korektorowi skoro książka ma kosztować w sprzedaży 10 pln. Zwyczajnie mu się to nie kalkuluje). Te książki są drukowane w Chinach, bo taniej (traci na tym polska gospodarka) i nikt nie dba o ich wartość edukacyjną czy piękno języka. Wartością podstawową jest zysk ze sprzedaży.

Największą troską osób, które krytykują ustawę jest to, że książki zdrożeją. Wcale nie musi tak jednak być. Teraz każdy wydawca na etapie planowania ceny książki musi uwzględnić nawet 60% rabat, którego musi udzielić dystrybutorowi, aby ten chciał z nim w ogóle rozmawiać. To sztucznie zawyża „okładkową” cenę książki. Oczywiście nikt nie jest wyrocznią i nie powie ze 100% pewnością co się wydarzy akurat na naszym rynku, ale większość przykładów z Europy jest pozytywnych. Pamiętajmy o tym.

Poza tym nie pozwólmy, żeby cena była najważniejszym kryterium wyboru książki! Rzadko który „konsument” zdaje sobie sprawę z tego, ile osób pracuje przy jej wydawaniu. Jest autor, redaktor, korektor, grafik, drukarz, wydawca, ilustrator czasem osoba od promocji (chociaż w Polsce niestety tylko w dużych wydawnictwach)…Wszystkim im trzeba zapłacić. Absurdem jest sytuacja, którą mamy na rynku kiedy to na książce najwięcej zarabia nie jej autor, wydawca czy księgarz, a dystrybutor. Co będzie on dystrybuował, jak wykończy resztę łańcucha? Przypadki takie jak empik, gdzie w jednych rękach jest wydawnictwo, hurtownia książki i sieć sprzedaży skutecznie mogą zarżnąć to, co jeszcze zostało z rynku w Polsce. To wszystko sprawia, że warto zastanowić się nad regulacjami prawnymi.

Ustawa o jednolitej cenie książki wzbudza ogromne emocje. Czytelnicy boją się wzrostu cen, dominacji dużych sieci i chaosu na rynku wydawniczym. To normalne, że ludzie kupujący książki chcieliby je kupować za bezcen. Jednak w przypadku dalszego postępowania wojny rabatowej i walki „na bestsellery”, które prowadzą duże sieci sprzedażowe (zarówno stacjonarne jak i internetowe) polski rynek książki ulegnie skarleniu, a wyrobieni czytacze stracą dostęp do książek spoza oferty „top ten”. Jasne, że ważne żeby ludzie czytali, bo poziom czytelnictwa jest zatrważający. Ale w krajach w których działa ustawa czytelnictwo ma się znacznie lepiej niż u nas, więc może nie tu jest pies pogrzebany.

Ja wiem jedno: warto pomyśleć już teraz o działaniu, które zapobiegnie znikaniu księgarń i małych wydawnictw. I warto rozmawiać i rozwiewać wątpliwości i strachy, bo może na końcu uda się wypracować coś, co faktycznie będzie miało sens.

Zapraszam was do dyskusji!

Dla tych, którzy chcą zgłębić temat przeklejam poniżej argumenty ZA ustawą, które przygotowała Polska Izba Książki – autor jej treści.

1. Dzięki proponowanej regulacji wydawca ma suwerenne, niezależne i autonomiczne prawo do ustalenia cen detalicznych książek przez określony czas. Regulacja taka funkcjonuje w wielu krajach Europy, a także poza nią (np. w Japonii, Korei Południowej czy Meksyku). Warto dodać, że kraje, jak Niemcy, Francja czy Włochy, które posiadają największe rynki wydawniczo-księgarskie i wysoki rozwój narodowego piśmiennictwa stosują podobne rozwiązania ustawowe od dawna. Wielka Brytania, która zrezygnowała z Net Book Agreement w 1995r. na skutek silnego lobby ze strony dominujących sieci księgarni, ma obecnie rynek zdominowany przez globalnego gracza – firmę AMAZON, posiadającą ponad 60% udział w rynku (85% w rynku książek elektronicznych), zaś księgarnie niezależne zostały znacząco osłabione (zmniejszenie liczby o 40%) i w dużym stopniu wyeliminowane z rynku.

2. Ustawa znana jako Prawo Langa, została wprowadzona we Francji z powodzeniem w roku 1981. W Niemczech regulacja ma ponad 150 letnią tradycję, a jako ustawa funkcjonuje od 2002 r. Wszyscy przedstawiciele rynku w tych krajach – począwszy od autorów, niezależnych księgarni i małych wydawnictw, a skończywszy na dużych podmiotach na rynku – są za utrzymaniem regulacji jednolitej ceny książki. Co więcej, wraz ze zmianą rynku książki ustawa podlega dostosowaniu np. tak się stało w wypadku pojawienia się publikacji elektronicznych. Warte podkreślenia jest też to, że Prawo Langa we Francji, jak też i ustawy o książce w większości pozostałych państw uchwalane były przez parlamenty w sposób jednomyślny, ponad podziałami partyjnymi.

3. Ustawa o jednolitej cenie książki to nie tylko regulacja w sprawie czasowego obowiązywania jednolitej ceny książki niezależnie od miejsca jej sprzedaży. Zawiera ona także postanowienia w sprawie ulg przy zakupach dla określonych podmiotów, w tym bibliotek a także zobowiązanie księgarzy do bezpłatnego dostarczania czytelnikowi publikacji, których czasowo nie mają w swoich zasobach. To bardzo ważne korzyści dla czytelników.

4. Proponowane rozwiązanie nie wiąże się z jakimikolwiek obciążeniami dla budżetu państwa. Nie ma podmiotów pokrzywdzonych tą ustawą. Są przede wszystkim beneficjenci – autorzy, wydawcy, księgarze, dystrybutorzy i nade wszystko czytelnicy, ponieważ dostaną większy wybór książek i więcej miejsc, gdzie będą one dostępne. Utrzymanie ceny detalicznej w okresie ochronnym pozwoli na wydawanie książek, które mają wąski krąg odbiorców, a w związku z tym mniejsze szanse rynkowe, zaś stanowią o rozwoju wartościowego i jakościowego piśmiennictwa. Jest też szansa na niższą cenę, gdyż efektywniejszy system sprzedaży zmniejsza koszty wydawców.

5. Brak ustawy skutkuje wojnami cenowymi na rynku książki, które mają fatalne skutki dla wszystkich. Walka ceną może sugerować konsumentom, że książki są albo niepełnowartościowe, albo ich ceny sztucznie zawyżone. Natychmiastowe przeceny nowości wydawniczych (o 20%-30% ceny wyjściowej) to obniżanie należnego honorarium autora i wpływów wydawcy czy księgarza. Wydawca ma obecnie do wyboru: albo ulec presji wojny cenowej i udzielić dodatkowego rabatu, podnosząc odpowiednio cenę detaliczną książki, zaprzestać współpracy z daną siecią, albo też przestać wydawać bardziej jakościowe i ambitne, a tym samym kosztowniejsze książki. Wszystkie te czynniki szkodzą czytelnikowi, który nie zdaje sobie sprawy, ile doskonałych książek nigdy nie ukaże się w Polsce z powodu braku skutecznych uregulowań na rynku.

6. Główny argument przeciwników ustawy sprowadza się do tezy, że po jej uchwaleniu ceny książki wzrosną. Doświadczenie krajów, w który od lat obowiązują podobne regulacje nie potwierdzają takich obaw. Ostatnie badania we Włoszech wskazują na spadek cen w związku z obowiązującą regulacją. Obniżki cen książek udało się uzyskać także w innych krajach, jak Francja czy Niemcy. Także w Polsce należy oczekiwać spadku cen. Obecnie katalogowe ceny detaliczne książek są sztucznie zawyżane, by już od pierwszego dnia na rynku można było dać na nią znaczący upust cenowy. Ustawa nie zabrania obniżek cenowych bezterminowo – po okresie ochronnym jest pełna dowolność w tym zakresie.

7. Dalsze wojny cenowe, wejście globalnych graczy np. Amazona to nieuchronny upadek księgarń, których rola kulturowa jest nie do przecenienia, to utrata miejsc pracy i realna groźba postępującej zapaści cywilizacyjnej. Już w tej chwili czytelnictwo w Polsce należy do najniższych w Europie i jest wielokrotnie niższe od średniej europejskiej. Polska to także jeden z najmniejszych rynków pod względem wartości sprzedaży, z zaledwie 2,7 mld zł obrotów, zbliżony wielkością do Czech z 10 mln populacją. Mamy czego się wstydzić.

8. Pisarze w Polsce, poza nieliczną grupą bestsellerowych autorów, skazani są na niepewne wpływy ze swojej twórczości. Bo jakże mogą opierać swoją egzystencję na własnej twórczości w sytuacji, gdy wydawca nie może zagwarantować odpowiedniego wpływu ze sprzedaży ich książek, albo wręcz zastanawia się, czy warto w ogóle ponosić spore ryzyko wydawania jakościowej i ambitnej literatury? Dla wielu pisarzy i mniejszych wydawców wydawanie książek jest z konieczności działalnością dodatkową, bo nie są w stanie z jednego rodzaju działalności zaspokoić potrzeb życiowych. Czy w takiej rzeczywistości polska literatura i myśl intelektualna ma szansę się rozwijać?

9. Mówimy cały czas o książce, której należy się trochę inne traktowanie niż pozostałych codziennych dóbr, z uwagi na jej szczególny wkład w rozwój intelektualny społeczeństwa. Książka jest dobrem kultury, stanowi wyjątkową wartość dla kulturalnej i edukacyjnej kondycji naszego społeczeństwa, może – i powinna – być wykorzystywana zarówno w indywidualnym, jak i zbiorowym kształceniu.

10. Bez wprowadzenia ustawy grozi nam wcale nieodległa wizja, w której nie będą istnieć już księgarnie niezależne, duże sieci doprowadzą się wojnami cenowymi do wzajemnego wyniszczenia, a sprzedaż odbywa się wyłącznie przez Internet. To jest apokaliptyczna, ale bardzo realna wizja, która będzie efektem fali nieuchronnych bankructw. A te już się powoli zaczynają…

A dla hardkorowców, którzy chcą NAPRAWDĘ wiedzieć co i jak: pełną treść ustawy możecie przeczytać TU

76 myśli na temat “Ustawa o jednolitej cenie książki

  1. Nie mogę się doczekać. Teraz kupuję głównie w księgarniach netowych, przeważnie z 30% rabatem, a w Znaku to przynajmniej z 50%. Przez co kupuję o wiele za dużo, więcej, niż jestem w stanie przeczytać. Nie ma szans, ze po wprowadzeniu ustawy ceny książek spadną aż tak znacznie (jeśli w ogóle spadną), więc się wreszcie ograniczę w zakupach.
    A rynkowi książki ta ustawa pomoże pewnie tak, jak pomogła w Izraelu. Albo jeszcze bardziej.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Nie wiem jak jest w Izraelu, ale na zdrowy rozum nikomu się to nie przysłuży, oprócz paru ludziom prowadzącym małe księgarnie. Przysłuży w sensie, że powiedzą „wygraliśmy!”, a po chwili okaże się, że każdą ustawę można ominąć, jeśli nie przystaje do rzeczywistości i tak również oni przegrają.

      Prędzej ceny spadną, dzięki ministrowi Szyszce i jego ustawie o drzewach – będzie tańszy papier 😉
      Oczywiście żartuję.

      Nie chodzi o to czy ceny okładkowe spadną czy wzrosną. Pewnie spadną. Ale sprowadzi się do tego, że nie będzie można kupić danej książki w tak niskiej cenie jak teraz. Niby będzie taniej, a drożej.

      Ja wydaję mnóstwo pieniędzy na książki, ale kupuję aktywnie. Szukam promocji, tańszych księgarni. Czasem specjalnie czekam miesiącami, aż cena spadnie. Ta ustawa mi nie pomoże jeśli chodzi o kupowanie nowości. Dlatego uważam, że to nie jest ustawa dla czytelników, ale dla wąskiego grona osób, które na tym skorzystają.

      Patrząc na władzę, która w każdej dziedzinie coś chce zmienić (apteki, gimnazja, wojsko, itp, itd) to mam wrażenie, że to jest robione po to, by coś zmienić, a nie by było lepiej. „Dobra zmiana” to taka zmiana, według rządzących, którą wprowadzają rządzący. Czyli:
      „Zmieńmy, bo możemy, bo nikt nam nie zabroni. Musimy coś zmienić, żeby było zmienione. Lepsza zmiana niż brak zmiany”

      Polubienie

      1. Na pewno po tych 12 miesiącach zniżki i rabaty pojawią się z powrotem. Poza próbą zakończenia tej absurdalnej wojny cen, która może się sprawdzi, ale niekoniecznie, największy plus widzę w przedłużeniu żywotności książki w księgarni. Może także na blogach skończy się dzięki temu pogoń za nowością, która sprawia, że blogerzy w tym samym czasie polecają te same książki i mają właściwie jedną opinię?

        Polubienie

      1. I były różne ceny książek? Bo jak pamiętam to obowiązywała cena z okładki i nie musiała wcale taka ustawa istnieć, żeby tak było de facto jak w ustawie. Czyli Pani komentarz prawdziwy, ale fakt stwierdzony nieprawdziwy.
        —————————
        Swoją drogą, pewnie usunie Pani moje komentarze, bo w każdym miejscu mam zupełnie inne zdanie niż Pani, co pewnie nie bardzo jest Pani na rękę, szczególnie, że z łatwością zbijam wszystkie Pani argumenty.

        Polubienie

      2. Bo książki kupowało się spod lady. Nakłady szły w dziesiątki tysięcy egzemplarzy i wszystko wsiąkało w społeczeństwo. Na półkach księgarskich stał zazwyczaj chłam literacki lub książka specjalistyczna.

        Polubienie

  2. „Poza tym nie pozwólmy, żeby cena była najważniejszym kryterium wyboru książki!” No sorry ale Polacy też nie mają różowo w kwestii płac, problem jest więc systemowy. Kiedy już zapłaci się za rachunki i jedzenie, zostaje często wybór dobra kultury czy nowa kurtka dla dziecka itd. Do tego nie zapominajmy, że dużą grupą czytelników jest teraz młodzież, która musi książki kupować z własnego kieszonkowego. Nie wierzę, że można być tak naiwnym, że wywindowanie stosunku ceny książki do zarobków Polaków poczyni cokolwiek dobrego w kwestii poziomu czytelnictwa xD jeśli już to sprawi, że czytanie stanie się dobrem luksusowym.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Panie Kamilu, nie wiem w jakim kraju Pan żyje, ale u nas młodzież nie kupuje książek 😉
      Serio.

      A o tym, że książki są drogie już pisałam – na książki Polacy wydali 3 mln w zeszłym roku, a na piwo 14 mln. Ja nie zarabiam dużo, a raz w miesiącu wydaję to 40 pln w księgarni na książkę i nie czuję się od tego jakoś znacznie biedniejsza.

      Polubienie

      1. ja nie bardzo rozumiem argumentację „JA wydaję i JA nie czuję się biedniejsza”. ale chyba nasze społeczeństwo nie składa się tylko z pani i twierdzenie, że coś jest dobre, bo akurat mnie pasuje jest dość idiotyczne.

        Polubienie

      2. Co za bzdury… Pewnie, że kupuje. „Igrzyska śmierci”, „Harry Potter”, mnóstwo książek fantasy… Mam wrażenie, że Pani kompletnie jest oderwana od rzeczywistości, jeśli chodzi o czytelnictwo…

        Polubienie

      3. Skoro piwo kosztuje 3 pln, a książka 40 pln, to wiadomo co wybierze większość społeczeństwa. Taka jest Polska. Spójrzmy też na to: jedno piwo wypije się w ciągu 10 min, książki się w takim tempie nie przeczyta.

        Polubienie

      4. Nie wiem w jakim kraju żyje Pani, ale z własnej autopsji wiem, że wbrew pozorom duża część młodzieży po książki sięga chętnie i nie ma oporów przed wydawaniem na nie pieniędzy z własnego kieszonkowego. Przyznam się, jestem w gimnazjum i sama należę do stosunkowo licznej grupy młodzieży czytającej. Problemem jest to, że nie każdego stać na cenę okładkową, powiedzmy „empikową”, bo płacić za książkę 40 zł, podczas gdy w internecie można ją kupić, załóżmy, za 20 zł? Więc cała ustawa to dla mnie jeden wielki żart. Nie rozumiem jak można łudzić się, że po wprowadzeniu jej poziom czytelnictwa w Polsce wzroście. Jesteśmy tylko ludźmi, to wiadome, że większość z nas szuka okazji, a jeśli mielibyśmy do wyboru dwa sklepy, gdzie w jednym interesująca nas rzecz kosztuje 50 zł, a w drugim ta sama rzecz jest o połowę tańsza, to który sklep byśmy wybrali? Myślę, że odpowiedź jest jednoznaczna.

        Polubienie

      5. Cieszę się, że Pani własna autopsja jest taka. Nie potwierdzają tego jednak ogólnopolskie badania. Ja w tramwajach widzę dużo czytających osób, co niestety nie oznacza, że cała Polska jeździ zaczytana 😉

        Polubione przez 1 osoba

      6. Proszę w takim razie wybaczyć, ale jak ta ustawa może pomóc wzrostowi czytelnictwa w naszym kraju? Nikogo nie da się zmusić do czytania, a w moim odczuciu płacenie zawyżonej ceny bez możliwości znalezienia alternatywnej może do tego jedynie zniechęcić.

        Polubienie

  3. Przeczytałem ten artykuł i jest napisany, za przeproszeniem, od dupy strony. Wychodzi tam, że książki są sprzedawane za tanio(!) Tak! Naprawdę to napisali: ” Walka o jak najniższe ceny książek wpływa też znacząco na ich jakość”. Czyli najlepiej jak książki będą drogie, wtedy jakość się podwyższy i nie zaleje nas chłam z koszów w supermarketach. Każdy sobie będzie chodził do kameralnej księgarni i wąchał zapach świeżo wydanej literatury wysokich lotów. No, co za bzdury! Prawda jest taka, że książki to nie mleko czy chleb i bez nich można żyć. Jeśli ktoś kupuje książkę to nie patrzy: „O książka! O tylko 6,99 zł, więc nie kupię tej za 39,99 zł, bo tu jest taniej, chociaż inny autor, inna dziedzina itp”. Książki kupuje się te, na które się ma ochotę. To tak jakby patrzeć przez pryzmat ceny ziemniaków na ceny oliwek. A pomysł, żeby zabraniać działania wolnemu rynkowi, pod pozorem zakazu sterowania sposobem sprzedaży przez silniejsze podmioty w taki sposób, że to Państwo będzie teraz sterować, jest zwyczajną bezczelnością. Straszenie, że znikną niszowe wydawnictwa, wypuszczające na rynek wartościowe pozycje, tylko dlatego, że nie steruje się odgórnie ceną książki to jest zwykłe kłamstwo. Wydawnictwa znikają, bo nie ma popytu, a nie dlatego, że jest, ale gdzieś indziej zaspokajany. Nie da się zastąpić Pamuka słabą i tanią literaturą. Będzie koegzystować jedno i drugie.

    Polubione przez 2 ludzi

      1. To teraz proszę polemizować, jak ma Pani czym:
        „Wychodzi tam, że książki są sprzedawane za tanio(!) Tak! Naprawdę to napisali: ” Walka o jak najniższe ceny książek wpływa też znacząco na ich jakość”. Czyli najlepiej jak książki będą drogie, wtedy jakość się podwyższy i nie zaleje nas chłam z koszów w supermarketach. Każdy sobie będzie chodził do kameralnej księgarni i wąchał zapach świeżo wydanej literatury wysokich lotów. No, co za bzdury! Prawda jest taka, że książki to nie mleko czy chleb i bez nich można żyć. Jeśli ktoś kupuje książkę to nie patrzy: „O książka! O tylko 6,99 zł, więc nie kupię tej za 39,99 zł, bo tu jest taniej, chociaż inny autor, inna dziedzina itp”. Książki kupuje się te, na które się ma ochotę. To tak jakby patrzeć przez pryzmat ceny ziemniaków na ceny oliwek. A pomysł, żeby zabraniać działania wolnemu rynkowi, pod pozorem zakazu sterowania sposobem sprzedaży przez silniejsze podmioty w taki sposób, że to Państwo będzie teraz sterować, jest zwyczajną bezczelnością. Straszenie, że znikną niszowe wydawnictwa, wypuszczające na rynek wartościowe pozycje, tylko dlatego, że nie steruje się odgórnie ceną książki jest niezrozumiałe dla mnie. Wydawnictwa znikają, bo nie ma popytu, a nie dlatego, że jest, ale gdzieś indziej zaspokajany. Nie da się zastąpić Pamuka słabą i tanią literaturą. Będzie koegzystować jedno i drugie.

        Polubienie

      2. Wydaje mi się, że ten tekst ani o kłamstwie ani o d…. nie jest. Cieszę się, że ludzie – czytelnicy i kupujący książki – widzą co się chce im zgotować. Bo ta regulowana cena nie jest ani w interesie czytelników, ani w interesie czytelnictwa, ani w interesie wydawców. Jak zaczną do wydawców wracać niesprzedane książki z księgarń i od hurtowników, to się dopiero zaczną problemy… Regulowana cena uderzy też w biblioteki, którym zawsze brakowało pieniędzy na nowości wydawnicze. Ta ustawa to podcinanie i tak kruchej gałęzi, na której siedzimy jako czytelnicy i nabywcy książek.

        Polubione przez 1 osoba

      1. Ale dlaczego? Przecież dąży się do tego by książka papierowa i e-book były traktowane tak samo. A teraz nagle e-booki są okej, a papierowe be i trzema umieszczać je w gorsecie cenowym?

        Polubienie

  4. Bronimy interesu małej grupy tzn małych księgarni i autorów którzy nie potrafią napisać na tyle ciekawej książki żeby ją dobrze sprzedać Oczywiście zapłacą za to czytelnicy

    Polubienie

      1. ale dlaczego państwo ma pośrednio dofinansowywać pisarzy, którzy tworzą niszowe pozycje, których i tak większość ludzi nie kupi? dla zasady? „bo kultura”? może przestańmy sobie wycierać gębę tym frazesem o „kulturotwórczej roli małych księgarni”.

        Polubione przez 1 osoba

      2. Państwo ma obowiązek chronić i dofinansowywać kulturę. Wspieranie tandety (bo niestety to kupuje „większość” ludzi) nie jest konieczne, bo i tak już jest ona dość silnie zakorzeniona w naszej rzeczywistości.

        Polubienie

      3. a, czyli tu jest „pies pogrzebany”. pani uważa, że społeczeństwo to bydło, które czyta tandetę i trzeba mu pokazać jedyny słuszny kierunek – do literatury niszowej, ambitnej i kulturotwórczej. już są takie państwa, w których ludziom się mówi, co im wolno czytać i oglądać. doskonale by się tam pani odnalazła.

        Polubienie

      4. Ależ skąd taki pomysł? Czy ja napisałam, że społeczeństwo to bydło. Jestem kulturalną osobą i nigdy nie obrażam nikogo. Niech ludzie czytają co chcą, ile chcą i kupują gdzie chcą. Tylko proszę dać ludziom szansę wyboru.

        Polubienie

    1. Naprawde Pan uważa że dobra sprzedaż książki zależy od jej jakości merytorycznej? A co to znaczy „dobrze napisana książka” w kontekście sprzedaży? Niestety dobrze napisane książki najczęściej są odrzucane na etapie czytania wydawcy, „bo tego nikt nie kupi”, przez co trafiają do niszy, którą mogą zapewnic w dużej mierze właśnie małe wydawnictwa. A autorzy wiedząc to, dostosowują poziom tekstów do wymogów wydawcy (które w rzeczywistości są wymogami dystrybutora), bo chcą najzwyczajniej w świecie zarobić na michę – po prostu zaniżanie poziomu.

      Polubienie

      1. No właśnie! Mali wydawcy, którzy nie myślą tylko przez zysk są naturalnymi partnerami dla małych księgarń. Tyle, że jedni i drudzy są na wykończeniu. To im właśnie ta ustawa jest najbardziej potrzebna. Duże wydawnictwa i sieci sobie przecież poradzą.

        Polubienie

      2. Mały wydawca z dobrą książką nie przebije się przez reklamę, bo go na to nie stać. Nie przebije się przez hurtownię, bo jest za mały. Niski nakład, to też często wysoka cena produkcyjna książki, a przez to cena detaliczna. Ustawa o której mowa nie uratuje ani niszowych wydawnictw ani małych księgarni. Wbrew pozorom to będzie rzeź niewiniątek…

        Polubienie

  5. Ja tez będę kupował mniej ,albo dopiero po roku od wydania.
    Zresztą na czytniku mam wystarczającą ilość kupionych książek do czytania .
    Puki zarobki w Polsce nie będą takie jak na zachodzie to sprzedaż książek nie wzrośnie a nadal będzie spadać .

    Polubienie

  6. Ja tez będę kupował mniej ,albo dopiero po roku od wydania.
    Zresztą na czytniku mam wystarczającą ilość kupionych książek do czytania .
    Puki zarobki w Polsce nie będą takie jak na zachodzie to sprzedaż książek nie wzrośnie a nadal będzie spadać .

    Polubienie

  7. Innymi słowy inicjatywa Empika i Matrasa (nazywajmy rzeczy po imieniu) dąży do tego, by w ramach próby eliminacji konkurencji książki leżały na półkach księgarskich przez rok, ponieważ nikt nie kupi droższego towaru luksusowego jeżeli może poczekać na to samo, tylko znacznie taniej.

    Polubione przez 2 ludzi

      1. Ale tym bardziej nie zalezy im, zeby ksiazka sprzedawala sie lepiej na allegro/przez ksiegarnie internetowe, ktore maja nizsze koszty wlasne (magazyny, brak lokali w drogich lokalizacjach, etc.)
        A zeby ksiazka sie w Empiku lub Martrasie sprzedala, to przeciez wydawca musi zaplacic odpowiednio za promocje swojej ksiazki (lepiej eksponowane miejsca na polkach, etc.) i to musi zaplacic, zanim ksiazki trafia do sprzedazy w ogole.
        I tak najbardziej nie rozumiem jak na tym rynku funkcjonuje branie ksiazek „w komis” przez sieci ksiegarskie, dystrybutorow… Normalne wydawalo mi sie, ze sklep/hurtownia zamawia tyle, ile bedzie w stanie sprzedac (w kazdej innej branzy), a jezeli cos sie im nie sprzedalo, to juz ryzyko jest po ich stronie i straty rowniez. A tutaj ksiazki niesprzedane zwracane sa do wydawnictwa, a wydawnictwu placone jest jest tylko za te ksiazki, ktore udalo sie sprzedac. Cale ryzyko przerzucane jest w ten sposob na producenta (wydawce). Niech mi ktos wyjasni, czy na jakimkolwiek innym rynku to jest w ogole do pomyslenia!

        Polubienie

  8. przede wszystkim całą swoją argumentację opierasz na moralności. że powinniśmy pomyśleć o tym kto, co, jak i dlaczego. książki są drogie, nic dziwnego, że ludzie chcą kupować je taniej. nie wiem dlaczego chcemy wspierać portfel jednego człowieka kosztem drugiego. tym bardziej nie rozumiem utrzymywania na siłę małych księgarni. czy w ten sam sposób państwo zamierza regulować ceny brokułów, żeby nie upadły małe spożywczaki? taka jest nieuchronna kolej rzeczy – sprzedaż przenosi się do internetu. próby powstrzymania tego procesu są trochę jak intubowanie osoby, u której stwierdzono śmierć mózgową.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Może tak, ale teatry i muzea Państwo dotuje wprost i nikt nie ma z tym kłopotu. Czemu nie miałoby (przy tragicznym poziomie czytelnictwa w Polsce) wspomagać też małych księgarń? Jeśli sprzedaż przeniesie się do internetu to naprawdę za 10 lat będziemy mogli czytać tylko hity i poradniki celebrytów…

      Polubienie

      1. 1. w krajach, w których ustawa się sprawdziła Państwo partycypuje w kosztach rozwoju rynku czytelniczego, dofinansowując wydawców, tłumaczy, księgarnie. nasza ustawa nie zakłada rządowych dotacji dla programu (wyraźnie jest w niej napisane, że budżet państwa nie poniesie żadnych kosztów).

        2. w krajach skandynawskich, gdzie poziom czytelnictwa jest bardzo wysoki, pomysł takiej ustawy uznano za niedorzeczny.

        3. w jaki sposób podniesienie cen ma poprawić poziom czytelnictwa? osoba, która nie kupuje książek, dalej nie będzie ich kupowała. skoro do tej pory nie nabyła książki za 20 zł, to dlaczego miałaby kupić tę za 35 zł? może przybędzie nieznacznie czytelników, którzy z zasady nie robią zakupów w internecie, a teraz będą mieli okazję na *trochę* tańszą niż dotychczas książkę stacjonarnie. ale ktoś, kto uważa, że po wprowadzeniu równej ceny ludzie nagle stwierdzą „wow! książka 10 zł taniej, biorę i czytam!” są śmieszni.

        Polubienie

      2. 1. zgadzam się! są ponoć plany wsparcia i rynku i czytelnictwa przez państwo. W zeszłym roku 60 mln wydano na działania promujące czytelnictwo, ale na ich efekty na pewno trzeba będzie poczekać.

        2. tam jest zupełnie inny system wspierania rynku wydawniczego. Odsyłam do znakomitej książki „Szwecja czyta. Polska czyta”

        3. Bezpośrednio na pewno nie podniesie, ale jest cień szansy, że dzięki tej ustawie rynek się ustabilizuje i zacznie działać tak, jak powinien od dziesięcioleci.

        Polubienie

      3. A dlaczego dotować małe księgarnie? Co z tego mają czytelnicy i autorzy? Chyba nie tam powinny iść pieniądze z budżetu. Podpowiem: biblioteki, konkursy literackie, promowanie czytelnictwa, dotowanie zakupów dla biedniejszych na książki oraz odliczanie od podatku zakupów na książki np. specjalistyczne. Dotowanie małych księgarni to jak dotowanie warzywniaka, żeby ludzie jedli warzywa. Bez sensu.

        Polubienie

      4. ale ja nie pytam o to, co się stanie z rynkiem, ja pytam o poziom czytelnictwa. w jaki sposób wyrównanie ceny do górnej poprzeczki ma zachęcić ludzi do kupowania książek? równie dobrze może pani stwierdzić, że jak podniesiemy cenę brokułów o 10 zł, to ludzie będą je chętniej jedli.

        Polubienie

  9. Ktoś, kto uważa, że sztywna, odgórna regulacja cen książek spowoduje spadek ich cen, jest, proszę wybaczyć, ciężkim frajerem – albo płatnym lobbystą. Znając specyfikę Polski, należ spodziewać się jedynie znacznego wzrostu cen. A książki są w naszym kraju już i tak mniej więcej dwa razy za drogie. Małe księgarnie upadną? Niech upadają, pożytku i tak z nich nie ma żadnego. Ani razu nie zdarzyło się, abym mógł kupić w takowej książkę, na której mi zależało. Josefa Skvorecky’ego sprowadziła dla mnie księgarnia sieciowa, żadna z tych zachwalanych małych księgarń nie oferowała nic poza masówką w rodzaju Katarzyny Michalak.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Panie Andrzeju, jeśli uważa Pan, że lepiej kupować książki w Biedronce zamiast w księgarni to Pana wola i wybór, ale proszę nie pisać, że małe księgarnie są nie potrzebne, bo w wielu miejscach gdzie nie ma empiku działają właśnie one i to one mają wpływ na kształtowanie się lokalnych społeczności.

      Polubienie

    2. Nic dodać nic ująć! Zgadzam się w 100%. Prędzej Skvorecky’ego znajdziesz w jakimś Legimi czy innej masówce niż w małej księgarni, żyjącej głównie ze sprzedaży podręczników, bibelotów oraz literatury popularnej.

      Polubione przez 1 osoba

  10. Nie ma to jak porównywać Polskę z innymi krajami, gdzie większość ludzi żyje od pierwszego, do pierwszego. Ludzie powinni mieć wybór. A ta ustawa go odbiera. Nie dość, że czytelnictwo spadnie (dalej przypominam, że to Polska) to jeszcze ludzie będą sobie ściągać z chomika. Brawo

    Polubienie

  11. Ktoś na tym zyska, ktoś straci. Jak zawsze. Kto zyska, łatwo sobie dopowiedzieć. Kto straci? Na pewno czytelnicy i czytelnictwo jako takie. Trudno się dziwić, że przy dzisiejszych cenach książek i ich relacji do zarobków, kryterium ceny jest dla nabywcy ważne. Statystyczny Polak czyta może jedną książkę rocznie i zamiast wprowadzać uregulowania, żeby to zmienić, czytam, że oferta książkowa dzięki „jednolitej cenie” będzie szersza. No i co z tego, skoro mało kto to przeczyta. A argument, że tak będzie lepiej dla czytelnika zwala mnie z nóg. Kierując się tą logiką, może wprowadzić minimalną cenę za kg wędlin na poziomie 50 zł. Wędliny są nafaszerowane konserwantami, poprawiaczami smaku i tym podobnym badziewiem, więc w sumie tak będzie lepiej dla konsumentów, którzy mniej ich zjedzą, a producenci poszerzą gamę wyrobów, żeby zachęcić nabywców.

    Polubienie

  12. wymrą wszystkie internetowe ksiegarnie, prawda jest ze empik zmonopoluje rynek bo jest naczelna ksiegarnia we wszystkich miastach, to jest smierc malych ksiegarni a nie szansa

    Polubienie

  13. Czytałam projekt ustawy tydzień temu. Niejasnym jest dla mnie radość z planowej obniżki średniej ceny książki o 10 % w ciągu 4 lat (!) bo o takiej realnie obniżce się mówi i co mnie zmroziło – obowiązek nałożenia na księgarza sprowadzenia książki dla klienta jeśli jest dostępna na rynku -‚nawet jak rozumiem jeśli treść książki rażąco uderza w jego przekonania…. Co do 60 % rabatu dla hurtowni…żarty. Proszę się zorientować ile tak naprawdę średni rabat wynosi, jakie warunki i forma rozliczeń są konieczne do jego utrzymania i ile z tego rabatu trzeba oddać Klientom ( księgarniom, empikowi…itp)

    Polubienie

  14. Niestety, ta regulacja może doprowadzić do upadku produkcji książek, ale i czytelnictwa. Obecnie kupuję dużo książek. Najczęściej w księgarniach internetowych, bo w księgarniach normalnych albo tych książek nie ma, albo są droższe. Jeśli ceny ustali się na poziomie regulowanym (to jest właśnie powrót komuny), to może rynek nowości zamrzeć – w księgarniach normalnych i w internetowych. Nie będziemy czytać nowości. Jeśli nie będziemy czytać nowości, księgarze będą chcieli nadrabiać cenami już staroci. Czy wtedy czytelnicy rzeczywiście będą kupować książki? Czy wraz z tą absurdalną regulacją nie wylejemy dziecka z kąpielą? Poza tym regulacje, czyli zakazy, nakazy i inne obostrzenia, mogą spowodować powstanie, czy powrót do „czarnego rynku” książki. Przecież to już przerabialiśmy kupując różne nowości na straganach powielane w sposób nielegalny. Wtedy książka była niedostępna, płaciło się drożej. Teraz, przy dostępności książki, być może cena będzie niższa. Chyba wszyscy wiedzą, że cena produkcyjna, to zaledwie skromny procent ceny detalicznej, reszta to narzuty hurtowników, księgarni i też niewielki procent podatku.
    Generalizując. Na wprowadzeniu regulacji jak zawsze najwięcej i najszybciej straci czytelnik, a z czasem – z opóźnieniem – straci wydawca, który zadławi się i tak niskimi nakładami. Najmniej stracą hurtownie i księgarze, którzy książką „obracają” i na tym zarabiają. Jak zbankrutują na książce, zaczną handlować majtkami. Odwiedzając normalne odnoszę wrażenie, że im to wszystko jedno…

    Polubienie

  15. Socjalizm jest nadal potężny jak widzę ;]
    A co do cen książek. Przykład z życia.
    Wszedłem wczoraj do Biedronki i patrzę „o książki w dobrej cenie, może będzie coś ciekawego”
    I co? Kupiłem 10 książek (Mastertona i Kinga). Wydałem 100zł. Gdyby te książki kosztowały 30 zł od sztuki. Nie kupił bym żadnej. Taki jest rynek a socjalizmem go tylko zabijecie.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Co nie znaczy, że nie kupuję książek po wyższej cenie, tylko dłużej taki zakup planuję (np uzupełniam serie, lub kupuję całą od razu). I tak to wygląda w przypadku większości ludzi. „zmową cenową” – bo inaczej tej ustawy nazwać nie można – sprawicie tylko, że ludzie nie będą „impulsywnie” kupować książek (jak np ja ostatnio w Biedronce), tylko będą planować, kalkulować. I stracą na tym wszyscy.
      Bo gadanie o małych księgarniach jest bzdurą. One specjalizują się w pewnych typach literatury i póki jest na nie popyt, to nie umrą. A wielkie sieci, sprzedające tytuły najbardziej popularne i tak sobie poradzą. Podniesienie cen, próbujecie ubrać w piękne słówka o obronie czytelnictwa. Może po prostu przestańcie kłamać?

      Polubienie

  16. Pan W.Albin chętnie wyciął by wszystkich pośredników dystrybuujących książki Wolters Kluwer Polska. Zbyt bolesna jest utrata ponad 1/3 wartości każdego tytułu. Wycięcie księgarni internetowych będzie dla niego biznesowym triumfem.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Otóż to. WK bez przerwy dziwni do mojej firmy i wciska swoje książki z jakimiś śmiesznymi zniżkami. Jak mówię, że przecież w którejkolwiek księgarni internetowej kupię taniej to się rozłączają. I to wlasnie WK teoretycznie zyska najwiecej (o ile nie jako jedyne) na tej ustawie: Żeby dla tak żałosnej prywaty próbować wykończyć cały rynek księgarski w Polsce to trzeba naprawdę być ……

      Polubienie

  17. Super, tylko ceny ksiązek powinny być dostosowane do naszych zarobków. Dziś dzięki księgarniom internetowym czyli książki w cenie 20-27 zł kupuje ok 10 sztuk rocznie. po wejściu tej ustawy będę częściej chodzić do biblioteki 🙂 🙂 mam w sumie blislo. Wydawało mi się po prostu, że książki warto też kupować.Budżet mój polepszy swój stan ! 🙂

    Polubienie

  18. Pan Albin sprytnie sobie to wykombinował. Jako prezesowi wydawnictwa specjalizującego się w tematyce prawniczej zależy mu niezmiernie na tej ustawie, ale z pewnością nie ze względu na czytelników, małe księgarnie czy inne bzdety. Wydawnictwo to często dzwoni do mojej firmy i wciska swoje nowości w cenach zupełnie absurdalnych. Owszem, kupuję je, ale z 30-35% upustu w księgarniach internetowych. Dlatego ewidentnie księgarnie internetowe są dla nich problemem. Poza tym książki o tematyce prawniczej najczęściej błyskawicznie się dezaktualizują, więc po roku często i 70% zniżki nie wystarczy, by się ich pozbyć.
    Obecnie kupuję conajmniej 1 książkę tygodniowo – zarówno do pracy jak i dla rozrywki. Z dniem wejścia ustawy książki tego wydawnictwa będę pozyskiwał w darmowej wersji elektronicznej z ich systemu informacji prawnej dostępnego m.in. w bibliotekach. A beletrystykę z chomika itp. DLA ZASADY, niech chytry straci dwa razy!

    Polubienie

  19. Byłabym nawet za ustawą, gdyby w księgarniach stacjonarnych (czy też niezaleznych) ksiązki starsze niż rok były faktycznie w niższych cenach. Ale czy ksiązka jest now czy stara, i tak musze ją kupic za średnio 30-40 zł. To ja podziękuję – moge się skusić raz, ale więcej nie kupię. Czytelnictwo pewnie nie spadnie znacznie, bo ludzie będa czytać gdzie indziej, spadnie za to na pewno sprzedaż książek. I znowu będzie płacz księgarenek. Księgarnie mozna wspomagać różnie – dotacje za prowadzenie dodatkowcyh działań propagujących czytelnictwo, zniżki w czynszach, maksymalne marże itp. Małe wydawnictwoa można wspierać dotując bezpośrednio. Jednolita cena ksiązki jet świetnym pomysłem, jeśli chce się miec więcej książek na pólkach w księgarniach, ale złym, jeśli chce się je sprzedać ludziom. Książka niszowa i popularna nie są dla siebie konkurentami i stała cena nie wspomoże tych pierwszych. Nikt nie kupi książki niszowej tylko dlatego, że stoi obok w tej samej cenie co ta popularna.

    Polubienie

Dodaj komentarz